Na łowisko przybyliśmy dopiero w sobotę 15 września. Niestety obowiązki zawodowe nie pozwoliły nam pojawić się nad Bażyną już w piątek. Mamy za zadanie najlepiej jak to tylko możliwe przetestować łowisko, a w konsekwencji połowić „jakieś” ryby. Podekscytowani ciekawą wodą, z wyraźnie odczuwalnym dreszczykiem emocji towarzyszącym zasiadkom karpiowym ochoczo zabieramy się do roboty.
Towarzyszy nam Artur (gospodarz łowiska), który dodatkowo wyostrza apetyty opowiadaniami o karpiach zamieszkujących tutejszy zbiornik. Przed południem mamy już wszystko gotowe. Szybkie sondowanie utwierdza nas w przekonaniu, że dno zbiornika pokrywa gruba warstwa miękkiego, „mazistego” mułu, a średnia głębokość większości miejscówek oscyluje w okolicach półtora metra. Postanawiam mocno zadziałać zapachem. Do nęcenia przeznaczam sporą dawkę zalanych wrzątkiem pelletów, mniejszą porcję ziaren i całych kulek. Znaczną część kulek kruszę, a całość mocno dopalam dużą ilością rybnych olejów, a także słodkich, jak i „śmierdzących” boosterów. Dorzucam dużą ilość „lekkich” gotowanych konopii, które miękko „usiądą” na wierzchniej warstwie mułu. Mocno aromatyzowana i lekka zanęta, która intensywnym zapachem zdecydowanie odróżni się od grubej warstwy żyznego mułu właściwie zawsze okazywała się na podobnych łowiskach kluczem do sukcesu. Stawiając na naturalna prezentację przynęt komponuję zestawy neutralnie zbalansowane.
Około południa łowisko mamy zanęcone, a zestawy czekają już na pierwsze karpie. Sporą część mojej uwagi absorbuje energia mojego cztero letniego synka, który intensywnie korzysta z większej niż zwykle zabawowej przestrzeni, którą ma do dyspozycji J Pozostałą jej część przeznaczam na intensywną obserwację powierzchni wody. Szukam śladów bytowania karpi zarówno w łowisku, jak i poza nim. Niestety woda sprawia wrażenie martwej – wręcz bezrybnej…
Bieżąca szybka analiza sytuacji pozwala położyć się spać, w nadziei że tutejsze karpie staną się aktywne nocą. Głucha cisza i towarzyszący jej wszechobecny spokój rezerwatu przyrody, w którym usytuowany jest zbiornik generuje błogi, niczym nie zmącony sen. Mamy szczęście być jedynymi łowiącymi na zbiorniku, co jeszcze mocniej potęguje wrażenie spokoju. Wypoczęci i wyspani, aczkolwiek nie do końca szczęśliwi witamy niedzielny poranek. Rzut okiem na wodę utwierdza mnie w przekonaniu, o braku aktywności okazów. Ba…nawet drobnica wydaje się być „nieobecna”. Przerażony nie brakiem ryb, ale brakiem oznak ich obecności w zbiorniku zaczynam delikatnie powątpiewać w słowa Artura ;-)
Po godzinie 9 pogoda zaczyna się mocno zmieniać, a wraz z nią nagle ożywa – „martwa” dotychczas woda. W obszarze nęcenia coraz częściej widać pojawiające się ryby. Po około pół godzinie jest pierwszy odjazd, a na brzegu ląduje ok. 10 kilowy, pięknie wybarwiony pełnołuski karp. Obserwacje pozytywnych zmian pogodowych i znacznego ożywienia w polu nęcenia utwierdzają mnie w przekonaniu, o konieczności dodatkowego donęcenia. Dodatkowa porcja pachnących kąsków trafia do wody. Około 15 minut później w okolicach markera obserwuję charakterystycznie tnące powierzchnię płetwy grzbietowe.
A więc „weszły” amury! Stado jest duże. Około 15-20 sztuk „torpedowych karpi” daje niezwykły pokaz aktywności w łowisku. Co rusz pojawiają się duże płetwy grzbietowe i ogonowe.
Spokojne przecinanie powierzchni przeplata się z typowymi amurowymi „kociołkami”. Już teraz wiem, że ilość zanęty na dnie nie zdoła zatrzymać ich tam na dłużej. Udaje mi się jednak przechytrzyć jednego z „azjatów”. Chwilę później amury znikają, ogołociwszy zapewne wcześniej miejscówkę ze wszystkich smakowitych kąsków. Świadomy amurowych apetytów po raz kolejny donęcam łowisko, w którym w niedługim czasie pojawiają się karpie. Biorą systematycznie. Odjazdy następują co ok. godzinę do dwóch. W przeciągu ponad doby łowimy z Kubą ok. 15-20 sztuk karpi w przedziale od 9 do 14 kg i 1 amura. Wszystkie karpie, z wyjątkiem jednego, to pięknie wybarwione, czarno-złote, zdrowe i waleczne pełnołuskie. Na twarzach pomimo zmęczenia nieprzespaną do końca nocą, malują nam się uśmiechy. Szczególnie cieszy fakt, że specyfika charakterystycznego w tej sytuacji nęcenia po raz kolejny okazała się bardzo skuteczna.
Wciąż nie możemy wyjść z szoku i podziwu jak zaskakująca i nieprzewidywalna potrafi być Bażyna, w jednej chwili sprawiając wrażenie bezrybnej i martwej wody, aby chwilę później zaskoczyć ilością brań i przepięknych ryb, w niej pływających. Swą nieprzewidywalnością magicznie przyciąga. Nie wykluczone więc, że wkrótce znów będziemy „tu” testować J
Daniel Szymański
Karp Max
Komentarze (1)
endriu1355 Data dodania: 10 lat temu Oceń: 2 + / -